Source and Sound: Two Poems by Krystyna Dąbrowska

by Krystyna Dąbrowska
translated by Karen Kovacik

Polish poet Krystyna Dąbrowska (b. 1979) is the author of four highly regarded collections of poetry, most recently Ścieżki dźwiękowe (Soundtracks), winner of the 2019 Warsaw City Literary Prize. The title poem collages scenes from film, nature, and the origins of the universe to explore gaps between the source and the reception of a sound.

As I began translating “Soundtracks” into English, I couldn’t help noticing that my practice of finding equivalents for sounds and line lengths, despite the languages’ differences in syntax and phonetics, felt a lot like dubbing in a film’s foreign releases—the intimate masquerade Dąbrowska highlights in the first part of her poem. That tension between fidelity and originality continued when I reworked the onomatopoeia of the tawny owl to sound familiar to English speakers, or untangled the mysterious implication of the poem’s final section, in which gravitational waves from black holes that collapsed eons ago finally become audible as a series of chirps in our present moment. Translation is also a process of making audible: first, by attending closely to every aspect of the original, and second, by patiently finding a similar music in the new language.

Dąbrowska’s poem “Hebrew” also suggests the productive estrangement that occurs when one studies another language. Suddenly, words, grammar, and syntax take on metaphorical heft, a bonus for the poet. Dąbrowska, in an email exchange about this poem, wrote that what fascinates her about Hebrew, which she has been studying for eight years, is that the language is “deeply rooted in the Bible but also simultaneously open to wide-ranging influences—from Arabic, Russian, and so forth—its street slang mixing with ancient layers.” That polyphony of dictions in Yehuda Amichai’s poetry is something that attracted Dąbrowska, and she has translated over a dozen of his poems into Polish. His empathetic and dexterous poetics have influenced her own. Thus, the form of “Hebrew” is a litany that makes room for personification and politics, but also reaches for the cosmos.

–Karen Kovacik


See Original Language See Translation

Soundtracks

1.
In countries where they dub foreign films,
an international star and her local voice
form a bond that never changes
as long as the star and her voice live.
So what happens when the star dies?
When her voice loses its face and slinks from the screen
back to earth. Where it’s unemployed, awkward
in its original body, speaking in sync with its lips.
And when the voice dies? They find a new one,
so similar you hardly hear the difference.
But beyond the soundtrack you detect the thrum
of the foreign language, which can’t be turned down.

2.
The recorded hoo uh-hoo hoo of the tawny owl
fools the owl of flesh and feather.
Lures him from the woods, trailing the winged stain
of shadow, soundless in the still light sky,
gliding fitfully to and fro.
Deceived, he seeks something not there
so just for a moment we could have
his birdy self before us.

3.
The soundless
gets translated into sound.
Radio detectors picked up the pulse
of gravitational waves as a series of chirps.
Black holes collapsing into each other
chirped so much, so shrilly,
they sounded like birds. No, not at that time
when there were no birds or ears or when,
but eons later, hundreds of megaparsecs
hence from that collision, explosion without witnesses.
A new horizon unfurling with no one to see.
Peg pounded into a billion light years
without a sound. Translated into a chirp,
the signal of that ur-occurrence arrived only now
to arms newly open to it.
Which will open wider still. For whom?

 

Hebrew

Language, in which the question
where are you from sounds like
are you
from nothingness.

In which noun is shem etzem,
or name of bone.

Its curses derive from the Bible,
and if those don’t suffice, it borrows from Arabic
as one asks for salt from a neighbor,
and if those too are wanting, it pilfers
from German, Polish, and Russian immigrants.

Language bound up in its country
through mandatory army service:
Elijah’s chariot of fire, merkava,
became a tank and moved against that salt-lending neighbor
instead of ascending to heaven.

Language of the poet who wrote about rain
on the battlefield, falling on the faces
of friends, living and dead.

Language that embraces what we try for
in translation: God created the heavens and the earth.
That invents apt names for bewilderment and chaos: tohu va-vohu.
Language whose writing swims against the current
of my own, who teaches my hand
new beginnings and endings.

In class, a collective “coming out”:
why are we learning Hebrew?
Hania has an Israeli husband.
I, thanks to Yehuda Amichai’s poems.
Zosia—from a family half Christian, half Jewish.
Robert, who lived four years in Tel Aviv,
sold halvah and Hassidic hats, converted old boats
into fishing trawlers for kibbutzes.

Tongue so warm and rough,
it licked us like blind kittens
before we could understand it.

Ścieżki dźwiękowe

1.
W krajach, gdzie dubbinguje się zagraniczne filmy,
światowa gwiazda i jej lokalny głos,
zawsze ten sam, tworzą symbiozę
do końca życia gwiazdy albo głosu.
Co dzieje się, kiedy umiera gwiazda?
Głos traci twarz i wraca z ekranu na ziemię?
Bez pracy, nieswój w swoim pierwotnym ciele,
w którym mówi się zgodnie z ruchem warg?
A gdy umiera głos? Znajdują nowy,
tak podobny, że prawie nie słychać różnicy?
Ale słychać spoza ścieżki dźwiękowej
obcy język, którego nie da się wyciszyć.

2.
Nagrane u-hu … u-huhuhuu … puszczyka
wabi puszczyka z krwi i kości.
Wywabia go z lasu, skrzydlatą plamę cienia,
kocio bezszelestną na jasnym jeszcze niebie,
szybującą niespokojnie wte i wewte.
Oszukany, szuka czegoś, czego nie ma,
żebyśmy przez chwilę mieli jak na dłoni
jego ptasie jest.

3.
Bezdźwięczne
przełożone na dźwięk.
Detektory wychwyciły drganie
fal grawitacyjnych jako ćwierk.
Spadające na siebie czarne dziury
tak ćwierknęły, stapiając się w jedną;
zaśpiewały jak ptaki. Nie, nie wtedy,
kiedy nie było ptaków, uszu ani kiedy,
tylko po wiekach wieków, setki megaparseków
stamtąd. Tam – zderzenie. Eksplozja bez świadków.
Nowy wspólny horyzont dla niczyich oczu.
Ćwiek zabity miliardowi lat świetlnych.
Bezdźwięcznie. Przełożony na ćwierk
sygnał prazdarzenia dotarł właśnie teraz
w dopiero co otwarte dla niego ramiona.
I otwiera je szerzej. Dla?

 

Hebrajski

Język, w którym pytanie
skąd jesteś brzmi tak samo
jak czy jesteś
z nicości.

W którym rzeczownik to szem ecem,
co znaczy imię kości.

Który przekleństwa wziął sobie z Biblii,
a że mu było mało, pożyczył z arabskiego,
jak pożycza się sól od sąsiadki,
a że mu ciągle było mało, podwędził to i owo
od imigrantów z Niemiec, Polski, Rosji.

Język objęty w swoim kraju
przymusową służbą wojskową:
ognisty wóz proroka Eliasza, merkawa,
stał się czołgiem i zamiast do nieba
ruszył na tę sąsiadkę od soli.

Język poety, który napisał wiersz o deszczu
na polu bitwy, padającym na twarze
przyjaciół – żywych i umarłych.

Język, w którym zdarzyło się to, co próbują
oddać przekłady: Bóg stworzył niebo i ziemię.
Który najpiękniej nazwał zamęt i bezład: tohu wawohu.
Którego pismo płynie pod prąd
pisma w moim języku,
ćwiczy mi rękę w innych początkach i końcach.

Lekcja. Zbiorowy coming out:
dlaczego się uczymy hebrajskiego.
Hania ma męża Izraelczyka.
Ja – przez wiersze Jehudy Amichaja.
Zosia – bo w rodzinie pół na pół chrześcijanie i Żydzi.
Robert mieszkał cztery lata w Tel Awiwie,
sprzedawał chałwę i chasydzkie kapelusze, stare łodzie
przerabiał na rybackie kutry dla kibuców.

Gorący, szorstki język.
Zanim zaczęliśmy go rozumieć,
wylizywał nas jak ślepe kocięta.

Published on September 3, 2020